Nawigacja

Aktualności

Polski gwóźdź do trumny Luftwaffe [ARTYKUŁ]

W związku z październikowym cyklem rekonstrukcji bitew historycznych, których współorganizatorem był wrocławski Oddział IPN, prezentujemy artykuł, poświęcony mało znanemu fragmentowi historii polskiego lotnictwa podczas II wojny światowej.

Dominacja w powietrzu, jaką po lądowaniu w Normandii cieszyli się alianci, spowodowała, że piloci myśliwscy sił sprzymierzonych coraz częściej wykorzystywani byli do ataków bombowych. I w tej fazie konfliktu okazje do walki powietrznej wciąż jednak się zdarzały. W Nowy Rok 1945 możliwości sprawdzenia umiejętności w tej dziedzinie dostarczyła im Operacja Bodenplatte – ostatni zryw Luftwaffe, które podjęło zmasowane ataki na alianckie lotniska w Holandii i Belgii. W walki zaangażowane były polskie dywizjony – 308. i 317. – wchodzące w skład 131. Skrzydła Myśliwskiego, które bazowało w belgijskim St. Denijs-Westrem.

Noworoczny bój 131. Skrzydła Myśliwskiego   

Do 131. Skrzydła należał także 302. Dywizjon Poznański. O poranku 1 stycznia 1945 r. osiem jego Spitfire’ów LF Mk IX i Mk XVI wystartowało w dwóch sekcjach, aby nad środkową Holandią prowadzić rozpoznanie i atakować napotkane cele. W trakcie lotu, podczas którego niszczono sieć kolejową nieprzyjaciela, do kontrolera naziemnego Dywizjonu doszła wiadomość o wzmożonej aktywności niemieckich samolotów. W tej sytuacji wydał on polecenie odrzucenia bomb i udanie się w okolice Bredy na poszukiwania przeciwnika. Wkrótce potem doszło do nieszczęśliwego wypadku – pocisk alianckiej artylerii trafił w maszynę sierż. Jana Celaka, który na szczęście ocalał.

10 godzin wcześniej personel naziemny niemieckiego pułku Jagdgeschwader 1 (JG 1) otrzymał informację, że do piątej nad ranem wszystkie samoloty mają osiągnąć stan gotowości do lotu. Zadanie było trudne, bowiem ostatni tydzień grudnia był dla Niemców wyjątkowo intensywny. Dla uzupełnienia poniesionych wcześniej strat do jednostki doraźnie wcielono pilotów, którzy dostarczyli właśnie nowe lub odremontowane samoloty. Atak na lotniska był zadaniem, do którego żaden z nich nie był przeszkolony.

I i III grupa pułku miały zaatakować lotniska w Maldegem i Ursel, natomiast II grupa – obrać za cel bazę 131. Skrzydła Myśliwskiego. Nad położoną w pobliżu Gandawy wioską St. Denijs-Westrem samoloty Focke-Wulf Fw 190 nadleciały akurat w momencie, gdy część 302. Dywizjonu lądowała na macierzystym lotnisku, a pierwsze maszyny, które pojawiły na nim chwilę wcześniej, pobierały paliwo i amunicję. Piloci, którzy rano wystartowali najpóźniej, byli z kolei jeszcze za daleko od lotniska, aby przybyć z pomocą na czas. Dwóch z nich (sierż. Detka i kpt. Jaworski) wylądowało w Bredzie.

W pobliżu St. Denijs-Westrem nie było więc nikogo, kto mógłby nawiązać walkę z Jagdgeschwader 1. Przynajmniej do tej chwili, bo z odsieczą nadciągały już maszyny dywizjonów 308. i 317.

Preludium nad Lokeren

Pozostałe dywizjony 131. Skrzydła Myśliwskiego w godzinach porannych Nowego Roku 1945 nie pozostawały bezczynne. Swoje zadanie wykonywał 308. Dywizjon, atakując przeprawę promową w okolicy Woensdrecht. Po nalocie 12 maszyn pod dowództwem kpt. Ignacego Olszewskiego obrało kurs powrotny – na St. Denijs-Westrem.

Wkrótce do polskich pilotów dotarła wiadomość, że celem ataku Luftwaffe stały się alianckie lotniska. Zanim jednak nad nie dotarli, zauważyli oznakę obecności nieprzyjaciela – ostrzał sojuszniczej artylerii przeciwlotniczej. Lecący na wysokości 4000 stóp sierż. Stanisław Breyner w okolicach Lokeren – miasta położonego ok. 25 km na północny wschód od St. Denijs-Westrem – natknął się na parę niemieckich samolotów Fw 190. Wziął na cel jeden z nich i już miał nacisnąć spust, gdy obaj przeciwnicy weszli w gwałtowne wznoszenie, aby zaraz obrócić swoje maszyny na plecy i zanurkować. Być może szybkie półbeczki nie były zamierzone, a stanowiły efekt zbyt gwałtownego manewru. Gdy już znalazły się w nurkowaniu, nie było szans na ratunek, ponieważ znajdowały się na wysokości ledwie 60 m. Oba samoloty rozbiły się, a ich piloci – hptm. Bottländer i ofw. Eckert – najprawdopodobniej zginęli. Mimo że sierż. Breyner nie oddał ani jednego strzału, dwa zestrzelenia zostały mu zaliczone. Wkrótce potem z powodu braku paliwa awaryjnie lądował.

Nie były to jednak jedyne Focke-Wulfy w okolicy. Wkrótce konto zestrzeleń powiększył st. sierż. Zygmunt Soszyński, którego ofiarą padła maszyna uffz. Schulza z JG 26. Kapitan Bronisław Mach z kolei w drodze do St. Denijs-Westrem oddał długą serię do niemieckiego myśliwca, którego pilot wyskoczył nad rzeką Dender. Niedługo później Mach napotkał dwa kolejne Fw 190, lecące w innym kierunku. Jednego z nich zdołał uszkodzić, chwilę później musiał jednak wykonać unik, ponieważ tym razem to on znalazł się na celowniku samolotu wroga. Wywiązała się walka kołowa, przeciwnik jednak szybko rzucił się do ucieczki. Machowi udało się zająć dogodną pozycję za nim i wystrzelić pozostałą amunicję – Fw 190 rozbił się pod niedalekim holenderskim miastem Terneuzen. Najprawdopodobniej ten sam samolot został wcześniej uszkodzony przez chor. Stanisława Bednarczyka (zestrzeleniem „podzielił się” z Machem), co może tłumaczyć zachowanie jego pilota.

Reszta 308. Dywizjonu zbliżała się już do St. Denijs-Westrem, nad którym Focke-Wulfy z JG 1 właśnie zaczęły ostrzał znajdujących się na ziemi samolotów.

Focke-Wulfy spadają nad Gandawą

Nad “polskim” lotniskiem rozgorzała walka. Po rozpoczęciu ataku Niemców por. Wacław Chojnacki z 308. Dywizjonu odłączywszy się od kolegów zestrzelił Fw 190, który uderzył w drzewo, następnie zaś w budynek w obrębie lotniska i stojący na ziemi bombowiec B-17. Chojnacki wziął następnie na cel kolejnego przeciwnika, odwagę przypłacił jednak życiem. Ostatni raz widziano go, gdy próbował zgubić trzy wrogie myśliwce. Starszy sierż. Józef Stanowski strącił jednego Focke-Wulfa, za chwilę trafiając kolejnego. Wkrótce musiał awaryjnie lądować z powodu braku paliwa.

Sierżant Jerzy Główczewski strącił przeciwnika, a następnie wymknął się pościgowi – być może z pomocą ppor. Andrzeja Dromlewicza, który wszedł na ogon ścigającego Spitfire’a Focke-Wulfa. Fw 190 przewrócił się na plecy, a jego pilot wyskoczył. Kolejny padł ofiarą dowodzącego Dywizjonem kpt. Ignacego Olszewskiego.

Walczący 308. Dywizjon nie pozostał osamotniony, ponieważ z pomocą pośpieszyli piloci trzeciego pododdziału 131. Skrzydła Myśliwskiego – Dywizjonu 317. Jeden z jego pilotów, kpt. Czesław Mroczyk, natrafiwszy na nieprzyjaciela wyprzedził kolegów i oddał celną serię. Efektu nie zobaczył, ponieważ musiał uciekać przed innym Fw 190, którego na szczęście odpędził dowodzący Dywizjonem mjr Marian Chełmecki. Potwierdził on później zestrzelenie dokonane przez Mroczyka. Chełmecki wkrótce odnalazł kolejnego przeciwnika i posłał go w budynek, w który trafiła ofiara por. Chojnackiego. Jednego zestrzelił sierż. Kazimierz Hubert, który zgłosił ponadto uszkodzenie następnego niemieckiego myśliwca.

Pilotom z Jagdgeschwader 1 udało się zestrzelić kpt. Tadeusza Powierzę, który w rezultacie zginął. Widział to kpt. Zbigniew Żmigrodzki, który oprócz uszkodzenia samolotu ścigającego poległego kolegę zestrzelił kolejny. Tyle samo osiągnął chor. Stanisław Piesik. Po jednym zestrzeleniu otrzymali chor. Zenobiusz Wdowczyński i por. Tadeusz Szlenkier, którzy rozbili swoje samoloty z powodu braku paliwa. Prawdopodobnie jednego strącił kpt. Roman Hrycak, a st. sierż. Stanisław Iwanowski uszkodził jednego Fw 190.

W wyniku walk w pobliżu Gandawy doliczono się minimum 19 zestrzelonych niemieckich myśliwców (taka liczba zwycięstw została Polakom przyznana), jednego prawdopodobnie zestrzelonego oraz pięciu uszkodzonych. Po stronie polskiej straty wyniosły 18 Spitfire’ów zniszczonych na ziemi, dziewięć zestrzelonych, uszkodzonych lub rozbitych. Na ziemi zginęło pięciu żołnierzy. Zniszczono także osiem maszyn z innych jednostek. JG 1 utracił 22 samoloty, aż 17 jego pilotów poniosło śmierć.

W trakcie całej Operacji Bodenplatte Luftwaffe straciła ponad 200 pilotów. W przeciwieństwie do aliantów, III Rzesza nie mogła szybko uzupełnić własnych strat. Operacja, której celem było wyeliminowanie stacjonującego w Holandii i Belgii alianckiego lotnictwa, zakończyła się fiaskiem.

Oprac. Jakub Gil (Koło Naukowe Historyków Wojskowości UWr), red. dr Piotr Ruciński (OBEN IPN Wrocław).

Opis do grafik:

1. Focke-Wulf Fw 190 A z II./JG 1 w 1942 roku. Bardzo podobne maszyny wzięły udział w ataku na lotnisko 131. Skrzydła Myśliwskiego. Źródło: Wikimedia Commons;

2. Spitfire Mk IX z 308. Dywizjonu na początku działań w Normandii. Samolot nie wrócił z lotu 10 czerwca 1944 roku. Źródło: Imperial War Museum, sygn. IWM, CL 600;

3. Raport sierżanta Stanisława Breynera z walki nad Lokeren. Źródło: The National Archives, AIR 50/434/10, s. 5;

4. Odznaka 308. Dywizjonu Myśliwskiego „Krakowskiego”. Źródło: Wikimedia Commons;

5. Spitfire’y Mk IX z 317. Dywizjonu w Normandii, sierpień 1944 r. Źródło: IWM, MH 6852;

6. Focke-Wulf Fw 190 trafiony w walce powietrznej nad Gandawą. Źródło: IWM, C 3621;

7. Odznaka 317. Dywizjonu Myśliwskiego. Źródło: Wikimedia Commons.

 

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
do góry